Nie mogę uwierzyć, jak szybko upływa czas. Mija pierwszy misiąc naszej włoskiej przygody. Ostatnie tygodnie wypełnione były spotkaniami z rodziną i znajomymi, załatwianiem różnych urzędowych spraw i, oczywiście, zwiedzaniem okolic Genui. Pogoda dopisuje; jest cieplo i łagodnie; w słoneczne dni nie ubieramy nawet zimowych kurtek, co pewnie dziwi miejscowych, którzy pozapinani są pod samą szyję, okutani w puchowe okrycia. Dla nas- przybyszów z zimnej północy- 14 stopni to prawie tropiki. Tegoroczny listopad w Genui okazał sie słoneczniejszy niż niejedno edymburskie lato.
Zajrzałam najpierw na tego drugiego bloga- powtórzę się tutaj- będę stałym bywalcem u Ciebie:) Nie wiem co sprawia ,że ludzie się przyciagają, ale coś chyba pchnęło mnie w twoim kierunku. Tylko trzy wpisy - podejrzewam ,że spowodowane ciągłym ruchem.Ale mimo to czuć z nich jakąś tęsknotę, odrobinę melancholii, choć "coś" pozwala mi sądzić,że jesteś optymistką i bardzo energiczną osobą, która na razie szuka jeszcze swego miejsca.Może to ta przyciąga? Chciałabym poznać Twoją historię.Pozdrawiam gorąco- Basia z Brulion Bebe
OdpowiedzUsuńcieszę się, że mnie odwiedziłaś i myslę, że ja zostanę stałym bywalcem u Ciebie:) Na początek - witam w słonecznej Italii! Ja tu- dokładnie, to w Rzymie- od ponad 4 lat, więc zleciało już trochę...
OdpowiedzUsuńWygląda na to,że mamy nową blogową towarzyszkę włoskiej doli:) I wyszło szydło z worka- przebywamy we Włoszech mniej więcej tyle samo - popatrz jakie zbiegi okoliczności:)
Usuń